Biodegradowalna guma do żucia

Biodegradowalna guma do żucia

Już długo nie żułam gum i nie tęskniłam za tym, ale tych nie mogłam sobie odmówić.


 Zrezygnowałam ze zwykłych gum, bo po przeanalizowaniu składu stwierdziłam, że nie ma sensu połykać tylu szkodliwych substancji i to kilka razy dziennie. Poza tym zwykła guma się nie rozkłada i tym samym nie jest przyjazna naszej Planecie.
W gumach Chicza skład jest prosty, oparty na naturalnych składnikach. Sok z drzewa chicza stanowi gumową bazę, reszta to owoce, zioła i przyprawy.


Wypróbowałam dwa smaki: miętowy i cytrynowy. Mięta nie jest mocna, ma słodkawy smak, jest bardzo dobra, niestety smak utrzymuje bardzo krótko. Po 2-3 minutach musimy ją wyrzucić, traci smak i twardnieje.
Cytrynowa również bardzo mi smakuje, ale zachowuje się tak samo.

Ich ogromną zaletą jest biodegradowalność! Wszystko wraca z powrotem do ziemi. Nie ma mowy o przyklejaniu gum do ławek, krzeseł i całej reszty przedmiotów, w ogóle nie są lepkie :)

Produkt pochodzi z Meksyku.
Po rozpakowaniu wygląda to tak..


W opakowaniu jest 12 gum, koszt to 2,5 funta, sporo jak na jedną paczkę. Kupiłam je w ukochanym Whole Foods Market. Cieszę się, że spróbowałam, ale nie jest to produkt bez którego nie mogę się obejść. Lubię takie nowości:) Chętnie kupię inne smaki.
Herbaty Pukka

Herbaty Pukka

Nie wyobrażam sobie życia bez herbaty, piję ją na okrągło. Najchętniej zieloną, a pomiędzy parzę zioła :) Dobrze działają na samopoczucie, skórę, itp. Będąc w Anglii odkryłam  markę Pukka i się zachwyciłam.
Zapewniają składniki najwyższej jakości, do produkcji używa certyfikowane składniki. Wszystkie wyroby mają certyfikat Soil Association. W opakowaniu znajdziemy 20 saszetek, koszt to około 2,5 funta za opakowanie.
W mojej kuchni herbaty zajmują bardzo dużo miejsca, mam zwykle około 20 rodzajów. Szukam nowych smaków i nie mogę się powstrzymać przed kupnem, herbaty to moja wielka słabość. Preferuję sypane herbaty, które zaparzam w imbryczku, te są dostępne jedynie w torebkach. 


Rano piję Pukka detox, ta wyjątkowo dobrze smakuje. Zawiera kwiat rumianku, róży, hibiskusa, korzeń lukrecji oraz wanilię. Smaki dobrze się komponują i dają łagodny słodkawy smak. Pycha, polecam.

Z kolei morning tea zupełnie mi nie odpowiada.  Bardzo lubię herbatę roibos, która stanowi 70% składu, ale pozostałe składniki psują smak. Nie przepadam za nią i zalega w szafce, piję ją od czasu do czasu. Może to sprawka żeń szenia, albo czerwonej macy. 

Green chai kupuję hurtowo, to mój faworyt :) Zielona herbata z dodatkiem korzennych przypraw: cynamon, imbir, lukrecja, anyż, kardamon. Pięknie pachnie i cudownie smakuje. Spróbujcie jeśli będziecie mieli okazję.


Three ginger idealnie sprawdza się zimą, mocny smak imbiru rozgrzewa i działa stymulująco. Przyspiesza przemianę materii. 
Wolę  samodzielnie przygotować sobie napar z korzenia imbiru, dodać cytrynę i miód. Piję takie mieszanki i to chyba powód braku chorób czy choćby przeziębień. 

Cleanse to pyszny sposób na piękną skórę. Dobrze smakuje, najmocniej wyczuwam smak mięty, w składzie znajdziemy pokrzywę, miętę, koper włoski, korzeń lukrecji i liść aloesu. Ma silne właściwości oczyszczające. 
Pita regularnie na pewno poprawi wygląd skóry.

Three tulsi zawiera trzy rodzaje tulsi czyli rośliny niemal świętej od wieków wykorzystywanej z hinduskiej medycynie. Leczy wiele schorzeń i poprawia nastrój. Smak ma dość ostry, nie wiem jak go opisać, nie jest to smak za którym przepadam, ale da się wypić. Regularne spożycie zapobiega przeziębieniom i infekcjom. 

Często piję też inne zioła, na cerę świetnie działa napar z bratka czy pokrzywy. W połączeniu z pielęgnacją pomagają utrzymać ładną skórę i dobre samopoczucie. Będę próbować kolejnych herbat i dzielić się opinią. 
A Wy lubicie pić herbaty ziołowe? 

Tu znajdziecie więcej informacji:


Herbarty Pukka są dostępne w Polsce:



Styczniowa Amarya

Styczniowa Amarya

Od dwóch tygodni wypatrywałam listonosza z przesyłką, dziś wreszcie dotarła. Jak się okazało paczka zaginęła na poczcie i wysłali mi kolejną. Bardzo się ucieszyłam kiedy otworzyłam pudełko!

W tym miesiącu pełnowymiarowym produktem jest różany krem do twarzy
Dr. Hauschka. Uwielbiam jej produkty, tego jeszcze nie miałam. Niestety nie ma filtru przeciwsłonecznego. Stosowałam kilka produktów do twarzy, są naturalne i świetnie działają, niestety ceny mają wysokie. Regularna cena tego kremu to ok. 24 funty, w polskim sklepie internetowym znalazłam go za 86 zł.  Pojemność 30 ml.
Cieszę się, że do mnie trafił :)

 Do kremu dołączone były dwie próbki:


Caudalie- masło do ciała, nie słyszałam wcześniej o tej marce i na pierwszy rzut oka skład nie jest zachwycający. Muszę go uważniej przeczytać.

Kolejna próbka to prawdziwy rarytas, John Masters Organics to kosmetyki organiczne z najwyższej półki.
Z przyjemnością przetestuję serum do twarzy z zieloną herbata i różą. Tu skład marzenie!
Od dawna mam ochotę na te kosmetyki, są bardzo drogie, ale dużo się naczytałam do cudownym działaniu. Markę wspiera PETA. Najpopularniejsze są produkty do włosów, od nich się zaczęło, teraz można wybierać spośród wielu produktów.


Tyle w tym miesiącu, czekam na kolejne pudełka niespodzianki:)

Maska na dłonie

Szczególnie zimą walczę z suchymi dłońmi. Nie znoszę uczucia ściągniętej i przesuszonej skóry, czasem ni da się tego uniknąć przy niskich temperaturach. Krem do rąk mam w każdej kieszeni, torebce, zawsze pod ręką, jednak czasem to za mało. Stosuję oleje, a od czasu do czasu cudowną maskę, nie pamiętam skąd mam przepis, ale mam ją z notesie i jest godna polecenia.

Skład jest bardzo prosty, przygotowanie zajmuje kilka minut.
Potrzebujemy:
-kilka łyżek oliwy z oliwek,
-łyżka miodu,
-kilka kropel soku z  cytryny,
-bawełniane rękawiczki.

Podgrzewamy oliwę, tak żeby była lekko ciepła. Dodajemy łyżkę miodu i wciskamy trochę soku z cytryny. Miód nie straci swoich właściwości w ciepłej temperaturze, cytryna rozjaśni nasze dłonie. Wszystko mieszamy do uzyskanie jednolitej maski. Następnie nakładamy ją na dłonie.
Wkładam rękawiczki, żeby składniki lepiej działały, czasem zostawiam je na całą noc. Oczywiście nie jest to konieczne, można po prostu poczekać aż maska się wchłonie i zmyć resztę.
Dłonie są mięciutkie, pachnące i odżywione, nie straszna im zima. Stosuję i polecam, na pewno jest o wiele lepsza od sklepowych produktów.
Macie jakieś inne sprawdzone sposoby? Chętnie wypróbuję Wasze pomysły:)
Woda różana

Woda różana

Teraz kosmetyk. bez którego nie mogę żyć-woda różana. Odkąd ją odkryłam nie szukam innego toniku, czasem wchodzi w grę jedynie coś domowej produkcji, jak np. tonik owsiany. Od dwóch lat jestem jej wierna i zmieniam najwyżej marki.
Skład bardzo prosty jedynie czysta woda z róży Damas. Tonik pięknie pachnie,odżywia skórę, chłodzi, matuje skórę. Wyciąg z róży łagodzi podrażnienia. Zapach działa na mnie stymulująco, szczególnie lubię opakowania z atomizerem. Rano uwielbiam spryskać twarz tym cudownym tonikiem, to bardzo przyjemne i relaksujące. Próbowałam wielu wód kwiatowych, ta jest najlepsza. Teraz kupiłam Organic Rosewater marki Pukka (zawsze mam zapas ich herbat ziołowych).


Tonik jest w szklanej butelce z matowego szkła, pojemność 100 ml. Opakowanie z atomizerem, będę mogła później uzupełnić innym produktem. Zapłaciłam za nią około 8 funtów w Whole Foods Market.
Znalazłam polską stronę, ale nie mają tego toniku. Można dostać też tańsze wersje, ale zawsze zwracajcie uwagę na skład. Jedynym dodatkiem może być jedynie woda źródlana, więcej nie potrzeba.

Tonik jest odpowiedni dla wielu rodzajów skóry zarówno suchej, naczynkowej, wrażliwej jak i mieszanej czy tłustej.  Dobrze oczyszcza, nie klei się, szybko się wchłania. W ciągu dnia świetnie odświeża cerę. Pamiętajcie, żeby zawsze zebrać chusteczką nadmiar wody. Nie powoduje uczuleń.
Używam jej także do okładów na zmęczone oczy, nie podrażnia i przynosi ukojenie.
Woda różana ma też zastosowanie w kuchni, świetnie smakuje z ryżem, deserami czy napojami.

Od wieków jest stosowana w kosmetyce, w celu poprawienia urody, cieszę się, że ją odkryłam:)
Co to są parabeny i dlaczego ich unikać?

Co to są parabeny i dlaczego ich unikać?

Cześć!

Pora na kolejny szkodliwy składnik stosowany w kosmetykach. Szkodliwy a zarazem niezbędny, jednak lepiej szukać bezpiecznych rozwiązań.
Parabeny to konserwanty przedłużające trwałość kosmetyków. Każdy produkt na bazie wody ma skłonność do rozwoju w nim drobnoustrojów, bakterii czy pleśni. Dzięki konserwantom kosmetyk jest bezpieczny i wolny od zanieczyszczeń. Nie zawsze uda się uniknąć parabenów, małe dawki nie są szkodliwe, ale jeśli mamy możliwość lepiej ich unikać:)




Parabeny powodują raka, zaburzają gospodarkę hormonalną, zaburzają pracę układu odpornościowego i nerwowego, powodują alergie i podrażnienia skóry.  Wchłaniają się przez skórę do krwi i limfy, wpływają na cały ustrój. Działają estrogennie, na mężczyzn feminizująco. Są niebezpieczne dla zarodka i płodu, nie można ich stosować w czasie ciąży i karmienia piersią. Niestety producenci o to nie dbają. Przejrzałam skład kilku kosmetyków dla kobiet w ciąży, na końcu listy znalazłam parabeny. Najgorsze, że w kosmetykach dla noworodków też jest sporo chemii. 
Naukowcy nie mają jeszcze dowodów, że substancje te powodują raka, jednak właściwości estrogenów przyspieszają wzrost guza. 
Producentom narzucane są limity koncentracji parabenów w kosmetykach. Złą wiadomością jest fakt, że ciągle można korzystać z więcej niż jednego parabenu w produkcie.Wszystko to kumuluje się w naszym organizmie. 

Napis BEZ PARABENÓW czy PARABEN FREE nie musi oznaczać, że kosmetyk jest wolny od wszelkich syntetycznych konserwantów. Trzeba uważać i szukać ich w końcowych linijkach składu. 
Najczęściej stosowane są Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Isobutylparaben

Trzeba też urażać na formaldehyd, który jest bardzo toksyczny. Powoduje silne alergie. Był pierwszym konserwantem zastosowanym w kosmetyce. Ciągle stosuje się wiele jego pochodnych, które mogą wchodzić w reakcje z innymi składnikami i wytworzyć silny formaldehyd. 
Pochodne, których powinniśmy unikać to m. in. 2 Bromo-2Nitropropane1,3-Diol, Diazolidinyl Urea, Imidazolidinyl Urea, Bronopol, DMDM Hydantoin, Quaternium-15.

Kolejnum konserwantem jest polyacrylamide, jego działanie rakotwórcze zostało potwierdzone badaniami naukowymi. Dziwne, że jeszcze nie wycofano go z produkcji kosmetyków. Lepiej nie sięgać po produkty mające go z składzie, szczególnie na początku listy. Kumuluje się w organizmie i niesie za sobą sporo zagrożeń. Jego połączenie z formaldehydem daje silne działanie toksyczne. 

Wyszukiwanie naturalnych rozwiązań to nie moda, nietoksyczne  kosmetyki są bardzo ważne. Nikt nie ostrzega na opakowaniu o zagrożeniach jakie niesie za sobą kosmetyk. Kupujemy je dla przyjemności, okazuje się, że możemy sobie nawet zaszkodzić.

Nie da się uniknąć konserwantów, jednak trzeba wybierać bezpieczne rozwiązania.
Niektóre rośliny, olejki eteryczne, zioła czy witaminy to naturalne substancje konserwujące, ale to już temat na kolejny wpis. 
Zawsze musimy sprawdzać z jakim składnikiem chemicznym mamy do czynienia. Tylko nasza dociekliwość może nam pomóc. 
Jeśli już używamy kosmetyku z paranenem, można używać go co drugi- trzeci dzień. Najważniejsze, żeby nie się nie kumulowały. Nie ma co panikować, parabeny są szkodliwe w dużych dawkach, ciągle jednak nie ma pewności jak mogą działać na nasz organizm. 

Powodzenia w ich tropieniu!
             
Szampon miętowy

Szampon miętowy

Trafiłam na dobry szampon do włosów normalnych i przetłuszczających się marki Bentley Ogranic. Pachnie mięta, zawiera także olejek z drzewa herbacianego i cytryną. Pachnie przyjemnie i orzeźwiająco.  Nie zawiera slsów, ani sylikonów, które zwykle możemy znaleźć w składzie szamponów. Trafiłam na promocje i  za pojemność 250 ml. zapłaciłam 3 i pół funta.

Wszystkie kosmetyki  Bentley Organic posiadają certyfikat Soil Association- to najpopularniejszy organizacja w Anglii, założona w 1946 roku cieszy się zaufaniem i jest wiarygodna.
Firma stara się pozyskiwać jak najlepsze surowce, ich mydła posiadają również certyfikat ochrony środowiska. 


Firma Bentley Organic została założona w 2006 roku i cieszy się dużym powodzeniem, jest przyjazna skórze, środowisku i naszemu portfelowi. To dobra alternatywa dla drogich marek. 


Szampon dobrze oczyszcza włosy, w czasie mycia powstaje niewielka piana. Zapach jest przyjemny. Po jego użyciu włosy dobrze się rozczesują. Nie możemy jednak liczyć na efekt lśniących włosów. To normalne w przypadku naturalnych składników, mimo to nie chcę używać sylikonu i jedwabiu, które oblepiają włosy i w rezultacie je niszczą. Postaram się kupić odżywkę z tej serii i sprawdzę jak działa. 
Jestem z niego zadowolona i na pewno skuszę się na inne wersje zapachowe. 
Szampon i inne produkty można kupić też w Polsce. Znalazłam w kilku sklepach internetowych, tu najtaniej: http://lilinatura.pl/product/bentley_szampon.html

Może ktoś już próbował? 

Sanoflore nektar nawilżający

Sanoflore nektar nawilżający

Skusiłam się na ten krem, zadowolona z działania miodowego kremu tej marki. Szukałam czegoś na noc. Kosmetyki z Eco Cert Sanoflore testowałam wiele razy, bardzo mi odpowiadały. Piękne opakowania, zapachy, dobry skład. Niestety tym razem zakup nie był trafiony.


Możliwe, że tylko na mojej skórze się nie sprawdził, ale zapewnienia o długotrwałym nawilżeniu się nie sprawdziły.
Krem na bardzo przyjemną konsystencję, świetnie się rozprowadza na twarzy. Plus za wydajność. Odżywia skórę i nie zapycha. Zapach dość intensywny, dla mnie przyjemny.
Niestety nie mogłam znieść okropnego uczucia ściągnięcia skóry! Jakbym miała maskę. Od razu musiałam ratować się innym kosmetykiem. Studiowałam skład i nie wiem co może powodować taki dyskomfort.
Trudno na noc muszę znaleźć coś innego, a ten krem z przyjemnością zużyję do dłoni.
Szkoda, na szczęście nie był drogi, około 25 zł. Warto czekać na promocje, bo regularne ceny Sanoflore są dość wysokie. W superpharm można trafić na obniżkę, albo w internecie.
Do tego kremu już nie wrócę, na szczęście miodowy dobrze się sprawdza.
Używałyście kiedyś tego kremu? Co o nim myślicie?
Poradnik dla zielonych rodziców

Poradnik dla zielonych rodziców

Czekałam na tę książkę i po przeczytaniu śmiało mówię,że warto:) Nie jestem rodzicem, nie planuję na razie potomstwa, mimo to często zaglądam na portal ekomama i znajduję tam ciekawe informacje.
Książka jest zbiorem wywiadów z wieloma specjalistami, które przeprowadzają Reni Jusis i Magda Targosz, które podjęły wyzwanie eko rodzicielstwa.


Książka ładnie wydana, oczywiście na papierze ekologicznym, zapłaciłam za nią 35 zł.

Większość tematów dotyczy dzieci, jednak znalazłam setki porad, które wykorzystam w swoim życiu.
Do tego przepisy na zdrowe i smaczne dania. Porady dotyczące zdrowej żywności i diety roślinnej.
Nie zabrakło rozmów o kosmetykach, nie ukrywam, że rozdział " Kosmetyki? Naturalnie!" przeczytałam jako pierwszy. Był dla mnie o wiele z krótki, ale dla początkujących przybliża podstawowe informacje.
Książka warta uwagi, cieszę się, że wielu rodziców świadomie karmi i pielęgnuje swoje dzieci, a nie kupuje dosładzane napoje i serki i ślepo wierzy reklamom.
Robienie zabawek jest na pewno wielką frajdą dla malucha i bardziej angażuje dorosłych, takie pomysły można wykorzystać nie tylko dla swoich dzieci.

Książka porusza tematy życia w zgodzie z natura, jest źródłem inspiracji i wskazówką do podejmowania bardziej świadomych wyborów na co dzień. Idealna dla przyszłych rodziców i osób które poszukują nowych pomysłów.
A Wy już czytałyście?
Może polecacie inne książki w podobnym temacie?
Pasty do zębów

Pasty do zębów

Na każdym kroku trzeba być czujnym. Nie dość, że w pastach czai się SLS, to jeszcze wiele innych substancji, których trzeba unikać. Okazuje się, że fluor zawsze chwalony i polecany do codziennej ochrony zębów jest toksyczny. Dla dzieci wręcz szkodliwy, a po 20 roku życia całkowicie zbędny. W rezultacie może nas doprowadzić nawet do choroby stawów! Fluor ma zły wpływ na układ nerwowy i odpornościowy, zwłaszcza i małych dzieci, które połykają pastę. 
Fluor jest głównym składnikiem leków psychotropowych. Skutecznie zwalnia procesy umysłowe. A przecież oprócz past, fluoryzowana jest także woda. Nie ma co panikować, może lepiej zmienić pastę. Sama woda nie powinna nam zaszkodzić, ale nadmiar fluoru jest szkodliwy. Belgia już kilka lat temu jako pierwszy kraj na świecie zabroniła stosowania fluoru. 
Nie wiem czy ciągle w szkołach podstawowych dalej są akcje fluoryzowania, ja je dobrze pamiętam.

Zmieniłam pastę już dawno, ale zupełnie z innych powodów, żeby uniknąć SLS, czytając różne źródła dotarłam do takich informacji.

Warto zmienić pastę drogeryjną na bardziej naturalną, roślinną.
Tu mogę polecić markę Weleda

Ten żel bardzo mi odpowiada, uwielbiam Weledę i mam do niej zaufanie. Nie znajdziemy tu środków czynnych powierzchniowo, pieniących substancji i innych zbędnych składników. Zawiera wyciągi z roślin oraz naturalne olejki eteryczne. Prosty skład i dobre działanie. Wypróbowałam wszystkie 4 rodzaje. Nie polecam wersji niebieskiej- to pasta solna, którą wykończyłam niedawno i pewnie do niej nie wrócę. Smak był dla mnie okropny.
Pasty nie smakują jak te popularne, ale ja szybko się przekonałam i do innych nie wrócę. Wybór jest spory i na pewno każdy znajdzie coś odpowiedniego.

Lubię miętowy posmak po umyciu zębów, dlatego zdecydowałam się na pastę z Lavery.

 Bardzo ją polubiłam, teraz zauważyłam, że zawiera śladową ilość fluoru,  poza tym ma certyfikowany skład i dobrze działa. Pewnie wrócę później do Weledy chyba, że znajdę coś równie dobrego.
A Wy jakich past używacie? Może coś doradzicie?
Ecoballs

Ecoballs

Czekałam tylko kiedy skończy się mój ekologiczny płyn do prania i wreszcie mogłam kupić kule:)
Mam spokój na długi czas, przez 1000 kolejnych prań nie muszę martwić się inne środki. Są przyjazne dla środowiska i naszego portfela. Zupełnie bezosadowe, bezpieczne dla naszej pralki. Cena nie jest niska, ale zwraca się z czasem. Możemy kupić kule w dwóch wersjach- za 50 zł. dostaniemy wersję na 150 prań, za 150 zł. na 1000 użyć. Ważne jest, że nie są stosowane za zwierzętach, ani nie posiadają substancji pochodzenia zwierzęcego.

Świetna alternatywa do zwykłych detergentów.  Są bezzapachowe i nie powodują podrażnień. Usuwają brud  nie niszcząc przy tym tkanin. Nie zwierają mydła, można więc wyłączyć dodatkowe płukanie oszczędzając wodę i energię. Nie ma już potrzeby kupowanie proszków!!
Kule wyglądają tak:


Wyglądają kosmicznie:)  Jonizują wodę, wytrącając brud z tkanin. Składniki mają zatwierdzone działanie przeciwbakteryjne i antygrzybiczne.  Po wyczerpaniu wkładu nie wyrzucamy kul, dokupujemy jedynie wkład, kule zostają nam na zawsze. Tyle teorii teraz moja opinia. 

Jestem bardzo zadowolona z zakupu. Sposób użycia jest banalnie prosty. Dwie lub trzy kule umieszczam w pralce z praniem i uruchamiam ją. Nie potrzebuję dodatkowego płynu do zmiękczania tkanin. Jeśli zależy wam na ładnym zapachu to zamiast płynu polecam kilka kropli olejku eterycznego, ja tak właśnie robię. 
Jeśli chodzi o wady, to kule obijają się o bęben pralki, trochę się tłuką. Po drugie nie usuwają dużych zabrudzeń, tu z pomocą może przyjść odplamiacz dołączony do opakowania.

Do tej pory nie miałam problemów z dopraniem niczego, większe plamy można potraktować najpierw takim odplamiaczem lub sodą i potem włożyć do pralki.
Ja jestem zadowolona, polecam kule:)
Copyright © 2016 Ekocentryczka , Blogger